0%
Still working...

O Królowej

Kim jest Wiktoria Król? Skąd się wzięła? Kiedy zaczęła pisać?

Nie napiszę, że „pisałam od zawsze”, bo to nie prawda. Pisać zaczęłam po trzydziestce, pewnego dnia wpadł mi do głowy pomysł. Nie rzuciłam się od razu do pisania, wałkowałam go w umyśle, zmieniałam pomysły, dodawałam bohaterów, a gdy w końcu zaczęłam pisać, wszystko było inaczej niż na początku wymyśliłam. Ba, tekst nawet miał zostać wydany. Z perspektywy czasu cieszę się, że jednak nie podpisałam ostatecznie umowy wydawniczej (choć książka była już na liście zapowiedzi), teraz bardzo bym wstydziła się tego tekstu. Wciąż wiele tej książce brakuje, a i ja ostatecznie wrzuciłam ją do szuflady, gdzie od długich lat leżakuje.

Wróciłam do pisania po tym, jak czasopismo Creatio Fantastica ogłosiło nabór na opowiadania o fantastyce miejskiej. Było lato, było gorąco, w tramwajach śmierdziało, a w pracy mieliśmy wyłączoną klimę, bo od niej wszyscy mieli problemy z zatokami. I tak wpadłam na pomysł opowiadania dziejącego się mniej więcej w czasach epidemii cholery i słynnego Wielkiego Smrodu w Londynie. W sumie świetnie bawiłam się pisząc ten tekst i nawet nie sądziłam, że go przyjmą. W 2018 roku opublikowałam swoje debiutanckie opowiadanie „O tym, jak nieomal powstrzymałem Szkarłatnego Króla„, które nie wszystkim się spodoba. Kto to widział opowiadanie, gdzie są przypisy??? W tym samym roku w magazynie Biały Kruk ukazał się mój tekst o Richardzie Owenie (to ten pan, który wymyślił nazwę dinozaury, a poza tym bym niezłym creepem!).

Jeśli chodzi temat cholery to pewnego razu naszło mnie na czytanie o epidemii w londyńskim Soho w 1854. W głowie zaczął układać mi się pomysł na tekst w klimatach historical fiction. Miał być o doktorze Johnie Snow, który to w czasie tej epidemii udowodnił, że cholerę wywołują nie miazmaty, ale coś w wodzie, ale przypadkowo przyplątała mi się tam dziewięciolatka o imieniu Lucy. Po kilku latach w szufladzie Lucy jednak wyszła do ludzi. Zdobyła pierwszą nagrodę w konkursie Epidemie okiem literatów.

Ogarniając risercz do tygodniowej epidemii cholery w Soho, circa 2016

Zieleń

Dlaczego ostatecznie napisałam książkę o historii zieleni Scheelego i Szweinfurckiej, a nie o czymś innym?

Odpowiedź jest prosta i być może dla niektórych bezsensowna: miałam już sporo materiałów. Po co się trudzić od samego początku, skoro część pracy ma się za sobą? Historia sięga roku 2015, gdy napisałam na bloga post o morderczej zieleni. Potem pomyślałam sobie, że zieleń jest świetnym materiałem na wiktoriański kryminał o trucicielce bądź trucicielu, ale przecież ja nie czytam kryminałów, a co dopiero taki napisać.

Gdyby wtedy zadano mi ulubione pytanie rekruterów: gdzie widzę się za pięć lat, do głowy by mi nie przyszło, że na świecie szalała będzie pandemia, a ja będę pisała książkę o trującym pigmencie. Kiedy na targu w Wuhan zarazę przywlokło jakieś zwierzę, na które narobił nietoperz, ja uznałam, że nigdy nie skończę moich rozgrzebanych książek, bo nie klei się fabuła, bo straciłam do bohaterów serce, bo już mi się nie chce itp. Za to pomyślałam sobie, że pisanie non-fiction będzie o wiele prostsze – nic tylko dużo researchu, który tylko trzeba będzie ogarnąć i napisać coś sensownego. Nie potrzebna jest fabuła ani bohaterowie. Bułka z masłem.

Spoiler: to nie była bułka z masłem!

Sucha wczorajsza bułka przerodziła się w mozolną pracę nad stworzeniem struktury, żeby czytelnicy się nie zanudzili opowieściami o oktaedrycznych kryształach, aby nie było zbyt dużo opisów koloru wydzielin oralnych i fekalnych, aby od dat i nazwisk nie rozbolała głowa. A kiedy myślałam, że już mam wszystkie możliwe materiały i mogę skupić się na pisaniu, znajdowałam nowe artykuły, które prowadziły jeszcze głębiej w zielone odmęty. Albowiem z pisania najbardziej lubię research!

Nadszedł pierwszy lockdown. Choć była wiosna, to nie było się z czego cieszyć. Pandemia się rozszalała, urlop trzeba było przełożyć na nie wiadomo kiedy, człowiek bał się iść do sklepu, a w pracy doszedł jeszcze stres, że nas wszystkich zwolnią. Można by rzec, że dostanie pierdolca było bardzo prawdopodobne. I właśnie mordercza zieleń z arszenikiem pewnie uratowała moje zdrowie psychiczne w 2020 roku. Co nie poprawia tak nastroju w czasach pandemicznych jak czytanie i pisanie o truciźnie!

Porywacze ciał

Co zrobić z riserczem, który się ma i którego żal zostawić? Napisać drugą książkę! Zimą 2023 wyszedł „Gang z Bethnal Green i nikczemne mordy w imię nauki”. Diana z Bardziej Lubię Książki, tak o tej książce napisała:
„Rozwój medycyny w XIX wieku to wielki krok w nauce, ale okupiony wieloma mrocznymi wydarzeniami. Zanurzcie się w świat w którym morderstwo służyło poznawaniu anatomii, publiczne egzekucje były najlepszą rozrywką, a wielcy pisarze tworzyli relacje z procesów”.

Targi książki w Krakowie 2022. Omawiam z redaktorką Anna Hrycyszyn nowe dzieło. Anna Kańtoch czyta Zieleń (którą ostatecznie kupiła).

Jeśli chcecie się ze mną skontaktować piszcie: wiktoria.regina.krol (małpa) gmail.com