0%
Still working...

Bluegate Fields i palenie opium

Pierwsi Chińczycy, którzy przybywali do Wielkiej Brytanii byli marynarzami, więc ich obecność była przejściowa. W londyńskiej dzielnicy Stepney Chińczycy pojawili się już w latach osiemdziesiątych XVIII wieku, ale była ich dosłownie garstka. W 1861 roku oszacowano że w całym kraju mieszka ich 147, ale już 20 lat później było ich już 665. Chińczycy, którzy się osiedlili w Anglii, obsługiwali chińskich marynarzy, zakładając pralnie, sklepu, sklepy spożywcze, restauracje i noclegownie. Centrum londyńskiego „Chinatown” znajdowało się na dwóch wąskich ulicach Limehouse Causeway i Pennyfields, w dzielnicy pubów, burdeli i oczywiście nor opiumowych. Te nory były przeznaczone głównie dla marynarzy, którzy uzależnili się od narkotyków za granicą.

Jak się paliło opium?

Typowa fajka do palenia opium zbudowana była z wydrążonej tuby z otwartym jednym końcem. W około 3/4 długości znajdowała się główka, gdzie narkotyk odparowywał (a nie palił się jak tytoń). Większość fajek zbudowanych było z drewna, a jego rodzaj odpowiadał zamożności palacza. Najbogatsi używali fajek jadeitowych, porcelanowych, albo z kości słoniowej. Tanie fajki wykonane były z bambusa, stąd pojawiło się slangowe określenie palenia opium – „ssać bambusa”. Główka była wykonana z metalu, porcelany albo gliny.

Surowe opium importowane do Wielkiej Brytanii miało postać suszonego mleczka makowego i w większości było zanieczyszczone resztkami roślinnymi czy ziemią. Chińczycy aby je oczyścić, rozrywali opium w woskowej formie na kawałki i gotowali po zawinięciu w kawałek materiału. W materiale pozostawały zanieczyszczenia, a ciemna, lepka substancja (czasem nazywaną chandon) pozostała w garnuszku.

Igłę lub kawałek drutu moczono w mazi i formowano małą kulkę. Ciemnobrązowa kulka opium była suszona nad płomieniem lampy, aż do momentu nabrzmienia i zmiany koloru na złoty.  Suchą kulkę umieszczano w niewielkim otworze w główce fajki. Palacz leżał przechylony na boku, trzymał zakończenie fajki pod takim kątem, aby cały czas znajdowała się nad płomieniem lampy. Płomień powodował odparowanie narkotyku, a palacz brał głęboki wdech i trzymał dym w płucach.

Opium paruje dość szybko, więc najbardziej ekonomicznym sposobem palenia był jeden wdech (nazywano go „długim sztachem”).  Opary był trzymane w płucach tak długo, jak tylko możliwe. Dym był wydychany przez nos, aby wchłonąć jak najwięcej opium nawet przy wydychaniu. Wypalenie jednej fajki trwało od 15 do 30 sekund. Doświadczeni użytkownicy wypalali 3-4 fajki w krótkim odstępie czasu. W ciągu jednego wieczora rekordziści wypalali 12 fajek, z czego każda kosztowała około półtora pensa, czyli mniej więcej tyle, co alkohol w pubie.

Skierował się na lewo, oglądając się często, czy go nie gonią. Po siedmiu czy ośmiu minutach stanął przed nędznym domkiem, wtłoczonym między dwie ponure fabryki. W jednym z piętrowych okien płonęło światło. Zbliżył się i zapukał w swoisty sposób. Po chwili ozwały się kroki w korytarzu i brzęk zdejmowanego łańcucha. Drzwi cicho się otwarły, a on wszedł, nie rzucając nawet okiem na drobną, skuloną postać, która się przed nim cofała pod ścianę. U końca korytarza wisiała podarta zielona zasłona fruwająca na wietrze za każdorazowym uchyleniem drzwi. Odsunął ją i wszedł do podłużnego niskiego pokoju, który wyglądał, jak gdyby niegdyś służył jako trzeciorzędny lokal rozrywkowy. Jaskrawe, migotliwe lampki gazowe, odbijające się dziwacznie w upstrzonych przez muchy zwierciadłach, umieszczone były wzdłuż ścian. Za nimi przymocowano brudne wklęsłe reflektory z cyny, drgające tarcze światła. Podłoga była posypana trocinami z drzewa koloru ochry, tu i ówdzie tak zdeptanymi, ze zrobiło się z nich błoto, i poplamiona rozlanymi trunkami. Koło węglowego piecyka przycupnęło kilku Malajczykow. Grali w kości, błyskając w rozmowie lśniącymi zębami. W jednym kącie, ukrywszy głowę w ramionach, marynarz jakiś zasnął wpół leżąc na stole, a przy jaskrawo pomalowanym szynkwasie, biegnącym wzdłuż jednej ze ścian, stały dwie kobiety, drwiąc ze starca, który z wyrazem obrzydzenia czyścił rękawy swego palta.” – „Portret Doriana Graya”

Moda na opisy palarni

Moda na opisywanie „najciemnejszej Anglii”, a w szczególności slumsów wschodniego Londynu zaczęła się w latach sześdziesiątych XIX wieku. Wielu korespondentów dołączało do przewodnika pochodzącego w policji i zwiedzało zakazane rewiry miasta. Nory we wszystkich niemal relacjach znajdowały się w ciasno zabudowanym podwórzu na Bluegate Fields. W ciągu dziewiętnastego stulecia nazwa ulicy zmieniała się na Victoria Street i Dellow Street. Miejsce to zwane było również tygrysią zatoką z uwagę na panującą tam brutalność.

Obszar od Bluegate Fields po bramy przy pubie Royal Sovereigh był ulubionym miejscem spotkań azjatyckich żeglarzy. Ta ślepa uliczka składająca się z kilku odrapanych trzypokojowych budynków znana była pod nazwami „Zakątek Pielgrzyma”, „Dwór Chińczyka”, „Nowy Dwór”, a czasem „Dwór Wiktorii”.

Bluegate Fields było niczym innym jak jaskinią złodziei, prostytutek i zbirów najgorszego rodzaju. Mimo to, policja wkraczała na jej teren bez najmniejszych obaw. Tam byłem świadkiem rzeczy opisywanych przez najmakabryczniejszych pisarzy, ale które dla tych, którzy nigdy tu nie byli były zbyt okropne by w nie uwierzyć. Weszliśmy do domu w Victoria Place, gdzie kończył się Bluegate, który nie miał drzwi od ulicy, a po przejściu przez niewielkie przejście znaleźliśmy się w kuchni, gdzie gospodyni siedziała nad nędznym koksownikiem; obok niej siedziała dziewczyna, wynędzniała i przygnębiona. Zadaliśmy te same pytania co zwykle, Czy jest ktoś na górze? A gdy powiedziano mi, że wszystkie pokoje są zajęte, wstąpiliśmy na pierwsze piętro, które zostało podzielone na cztery małe pokoje. Dom był dwupiętrowy. Pani tego miejsca poinformowała mnie, że płaciła pięć szylingów tygodniowo za czynsz, a od prostytutek, które się tu zatrzymały, pobierała cztery szylingi tygodniowo za nędzne mieszkania, które miała im do zaoferowania do zakwaterowania; ale ponieważ żegluga rzeczna przeżywała teraz zastój, czasy były dla niej ciężkie. Dom był nędzną, zrujnowaną ruderą, a biedna kobieta narzekała gorzko, że jej gospodarz nie chce wykonać żadnych napraw. W pierwszym pokoju, do którego weszliśmy, przebywał marynarz ze wschodnich Indii, który przypłynął na jakimś statku, i jego kobieta. Pokój wypełniał duszący zapach, który jak odkryłem pochodził z opium, które palił. Nie było tam żadnego krzesła; tylko stolik, na którym postawiono kilka drobiazgów. Marynarz leżał na sienniku ułożonym na podłodze (nie było łoża), najwyraźniej otumaniony działaniem opium, które zażywał. Kilka starych podniszczonych koców wystarczyło, by go przykryć. Przy jego łóżku siedziała jego kobieta, która niemal idiotycznie usiłowała osiągnąć pewne otumanienie używając popiołów, które marynarz zostawił w swojej fajce. Twarz miała usmoloną i brudną, a ręce tak czarne i brudne, że z powodzeniem można byłoby zasiać na nich gorczycę i rzeżuchę. Przyciśnięta plecami do ściany, jawiła się być ożywioną kupką szmat. Była najwyraźniej silnie zbudowaną kobietą i chociaż jej twarz była pomarszczona i stroskana, nie wyglądała na zgnębioną, bardziej na zrujnowaną duchowo niż cieleśnie. Najprawdopodobniej była chora; a choroba przekazywana przez Malajów, marynarzy z Indii i ludzi z dalekiego wschodu ogólnie uważana jest za najbardziej przerażającą formę syfilisu, z którą można się spotkać w Europie. Nazywa się Dry – i boją się jej wszystkie kobiety w sąsiedztwie doków. Zostawiając tę ​​nieszczęsną parę, która była zbyt pochłonięta oparami opium, by odpowiedzieć na jakiekolwiek pytania, weszliśmy do innego pokoju, który powinien być właściwie nazwany dziurą. Nie było w nim ani mebli, ani łóżka, a jednak była w nim kobieta. Leżała na podłodze, nie mając pod sobą nawet słomy, owinięta w coś, co wyglądało jak szal, ale mogło być wzięta za sukienkę stracha na wróble wyjętego z pola kukurydzy, bez wielkiego nadwyrężania wyobraźni. Podskoczyła, gdy otworzyliśmy drzwi, które były luźne na zawiasach, i nie zamknęły się całkowicie, skrzypiąc dziwnie na zardzewiałych zawiasach, gdy odskoczyły gwałtownie. Twarz miała pomarszczoną i dotkniętą głodem, ​​jej oczy były przekrwione i wściekłe, rysy lekko zniekształcone chorobą, a włosy rozczochrane, splątane i matowe. Bardziej podobna do bestii w jej kryjówce niż do istoty ludzkiej. Rozmawialiśmy z nią i po jej odpowiedziach doszliśmy do wniosku, iż była Irlandką. Powiedziała, że ​​nie płaciła nic za miejsce, w którym spała. W ciągu dnia sprzątała toalety, a za te usługi otrzymywała zakwaterowanie za darmo. Następny dom, do którego weszliśmy, był w samym Bluegate Fields. Cztery kobiety zajmowały kuchnię na parterze. Czekały na swoich mężczyzn, prawdopodobnie złodziei. Miały puszkę piwa, którą przekazywały między sobą. Pani tego domu wyszła na spotkanie z mężem, który miał zostać wypuszczony z więzienia tej nocy, trzy lata temu zamknięty został za włamanie, a jego kara więzienia miała się zakończyć tego dnia. Jego przyjaciele mieli spotkać się u niego w domu i świętować jego powrót orgią, kiedy wszyscy, jak nam powiedziano, mieli nadzieję być pijani w sztok; a dziewczyna, która z ochotą udzieliła tej informacji dodała, iż „Nikt z nich ani trochę nie przejmował się policją”. Wyraźnie wyczekiwała przewidywanego szczęśliwego stanu upojenia. – London Labour and the London Poor – Henry Mayhew
„Opium Den in the East End”, The Illustrated London News, 1874

Na Bluegate Fields istniały dwie, może trzy palarnie opium. Artykuł z Daily News z 1864 roku opisuje ją tak:

„Pchamy półotwarte drzwi wejściowe i od razu znajdujemy się w małym na wpół oświetlonym obskurnym pomieszczeniu na parterze. Większość miejsca zajmuje łóżko. Stary Chińczyk na końcu łóżka tuż przy oknie wygląda jakby był w transie, choć dalej pali energicznie. Ma trupią twarz, wydęte policzki i głęboko zapadnięte oczy. Otwiera usta i pokazuje przebarwione i zepsute zęby.”

Dwa lata później tygodnik All the Year Around, który wydawał Dickens prawdopodobnie opisywał tę samą palarnię: ciasny pokój na parterze w New Court z łóżkiem w centralnym miejscu. Role mistrza ceremonii pełni stary Chińczyk o umieniu Yahee.

Inne opisy z lat 1868-75 pokrywają się mniej więcej z takim opisem. Czasem lokal znajdował się na parterze, innym razem na piętrze. W pomieszczeniu dominowało pozbawione pościeli łóżko, na którym w pozycji półleżącej polegiwało pół tuzina palących osób, a gospodarzem był również Chińczyk, jednak młodszy niż wspomniany Yahee, który razem ze swoją żoną Angielką przygotowywali opium. Imię gospodarza czasem brzmiało Chi Ki („East London opium smokers” 1868), Osee lub Johnson.

Górna ulica Swandam jest wstrętna, ciągnie się za ogromnymi składami na Północnym brzegu Tamizy, aż na wschód od London Bridge. Jaskinię, której szukałem, znalazłem między jakąś budą tandeciarską a jakąś knajpą; strome schody prowadziły do lochu ciemnego jak noc. Kazałem woźnicy czekać, a sam wszedłem na schody mocno w środku wydeptane przez nieprzerwaną wędrówkę pijanych stóp. Przy migotliwym blasku olejnej lampy, umieszczonej nad drzwiami, znalazłem klamkę i wszedłem do niskiego, długiego pokoju, napełnionego gęstym dymem i zastawionego drewnianymi tapczanami, jak to bywa na okrętach dla wychodźców. Wśród duszącego dymu ledwo rozróżniłem postaci, które w fantastycznych pozycjach leżały dokoła; jedne z założonymi ramionami, drugie z podgiętymi kolanami, inne z odrzuconą w tył głową i zadartą brodą. Ciemne, bez blasku oczy, skierowały się tu i ówdzie na przybysza. Z niewyraźnych postaci wydobywały się czerwone, małe paski światła, to jaśniejsze, to bledsze, według tego, czy palącą się truciznę wciągano, czy wypuszczano z metalowych fajek. Większość z nich leżała cicho; niektórzy szeptali do siebie, inni cichym, monotonnym głosem rozmawiali, inni jeszcze wypowiadali gwałtownie jakieś zdania i nagle popadali w milczenie; każdy snuł własne myśli dalej, nie zwracając uwagi na mowę sąsiada. Na drugim końcu sali stał mały kocioł z żarzącymi się węglami, a obok niego na trójnogu siedział chudy, stary człowiek. Brodę podparł rękami, łokcie oparł na kolanach i tak pochylony patrzał nieruchomo w żar. Gdy wszedłem, przeskoczył brudny Malajczyk z fajką i dawką opium, wskazując mi pusty tapczan.” – „Człowiek z wywiniętą wargą”

Tajemnica Edwina Drooda

 

Scena z „Tajemnicy Edwina Drooda” , Gustave Doré 1872
Drżący od stóp do głów mężczyzna, którego rozkojarzona świadomość wytworzyła tak fantastyczny obraz, unosi się, wspiera na rękach rozdygotane ciało i rozgląda dokoła. Znajduje się w małym i nad wyraz nędznym pokoju. Przez postrzępione zasłony wpada z obskurnego podwórka światło wczesnego poranka. Mężczyzna leży w ubraniu w poprzek dużego, całkiem nie pasującego do otoczenia łoża, które zdążyło się już załamać pod znajdującym się na nim ciężarem. Leżą bowiem na nim – też w poprzek i również ubrani – Chińczyk, hinduski marynarz i wynędzniała kobieta. Obaj mężczyźni śpią lub ogarnęło ich zamroczenie, kobieta natomiast dmucha w coś na kształt fajki, usiłując ją rozpalić. Dmuchając, osłania ją wychudłą dłonią, w mdłym świetle poranka mężczyzna posługuje się rozniecanym żarem jako słabo świecącą lampką.” – „Tajemnica Edwina Drooda”

Dickens wraz ze swoim przyjacielem J. T. Fieldsem, który odwiedził go latem 1869 roku, pod eskortą policji udali się do szemranych miejsc, w tym nor opiumowych. J.T. Fields powiedział po wyprawie: „na zaniedbanym dziedzińcu zobaczyliśmy starą kobietę, która paliła jakiś rodzaj fajki zrobionej ze starej butelki po atramencie. Prawdopodobnie z tamtej wyprawy pochodziła inspiracja do wydarzenia rozpoczynającego niedokończoną powieść „Tajemnica Edwina Drooda”:

„Kobieta natomiast dmucha w coś na kształt fajki, usiłując ją rozpalić (…) A te moje fajki robię ze starych tanich kałamarzy, widzisz, złotko? Tak, jak ta tutaj. Potem tak oto wciskam cybuch, nabieram małą rogową łyżeczką mieszankę z naparstka i napycham nią fajkę, złotko.”

Dickens umieścił scenę palenia opium na dziedzińcu tuż za cmentarzem St. George-in-the-East. Owa kobieta zwana była Lascar Sal lub „Sally Palaczka Opium”. Miała w rzeczywistości 25 lat, a jej mężem był George Ah Sing (zwany jako Johnson po kapitanie statku, na którym służył jako steward przed przybyciem do Anglii). Dickens odwiedził go, gdy George był właścicielem nory opiumowej na Victoria Street, gdzie gościli chińscy marynarze i amatorzy opium.

Sir John Bowring (ambasador Brytyjski w Chinach i gubernator Hong Kongu) wskazał Jednak Dickensowi drobną nieścisłość w opisanej scenie i wysłał mu chiński opis tego, jak wygląda fajka do palenia opium i jak właściwie się jej używa. Dickens podziękował za informacje, ale podkreślił, że opisał tylko to, co zaobserwował w okolicy londyńskich doków. Sir John skwitował to następująco: „Bez wątpienia Chińczyk, którego Dickens opisał przystosował się do angielskiego sposobu życia, a nasz wielki i wierny dramaturg zarówno tu, jak i wszędzie indziej przestawił najprawdopodobniej rzeczywiste życie.” 

Uzależnienie i odstawienie

„Opiumiści zazwyczaj zaczynają od dawki od połowy do dwóch granów i stopniowo ją zwiększają” – British and Foreign Medical Review z 1837 roku

Palacze, którzy próbowali opium po raz pierwszy, prawie zawsze doświadczali nudności, które mijały po 2-3 wypalonych fajkach. W czasie palenia osoby opisywały swój stan relaksu, gdzie wszystkie troski unosiły się wraz z dymem i oddalały. Potem następowała lekka euforia, a po kilku minutach palacz zapadał w głęboki sen trwający od 15 minut (po jeden kulce) do kilku godzin.

Gdy osoba konsumowała częściej opium, czy to paląc czy pijąc w postaci laudanum, organizm dostosowywał się i te efekty ulegały zmniejszeniu. Dlatego uzależniony używał jeszcze więcej opium, od jednej fajki dziennie na początek, do trzech, aby uzyskać takie same efekty. Gdy działanie opium się zmniejszało, uzależniony popadał w głęboką apatię.

Skutki zażywania opium to: drżenie mięśni, niepokój, utrata pamięci, zaburzenia węchu, widzenia, ciągłe kichanie, zgaga, nudności, zapalenie jamy ustnej i gardła, które prowadziło do chrypki. Inne niepożądane efekty to gwałtowne zmiany nastroju, zaduma, niepokojące sny, okresy intensywnej aktywności fizycznej, brak koncentracji, ciągłe wewnętrzne pragnienie narkotyku, urojenia, słyszenie głosów, rozpacz, drażliwość, utrata przytomności. Uzależnieni stawali się chudzi, ponieważ tłumienie apetytu doprowadziło do spadku wagi ciała i wycieńczenia. W niektórych przypadkach dźwięki i światło stawały się fizycznie bolesne.  W wystarczająco dużych dawkach opium wpływało na działanie mięśnia sercowego co prowadziło do śmierci.

„Zwykły opiumista jest natychmiast rozpoznawany po jego pojawieniu się. Całkowite osłabienie ciała, zwiędłe żółte oblicze, kulawy chód, pochylenie kręgosłupa często w takim stopniu, że zaokrągla całą postać i lśniące, głęboko osadzone oczy zdradzają go na pierwszy rzut oka. Narządy trawienne są w najwyższym stopniu zaburzone, cierpiący nie je prawie nic i wypróżnia się raz w tygodniu; jego moce mentalne i cielesne są zniszczone; jest impotentem”.

Przy pierwszym użyciu opium wpływa na gładkie mięsnie jelit, zmniejszając skurcze. Gdy uzależniony wszedł w fazę odstawienia, zamiast poważnych zaparć spowodowanych dużym spożyciem opium pojawia się gwałtowna biegunka. Ale nie to jest najgorsze, pozostałe objawy ostawienne to: zawroty głowy, łzawienie oczu, skurcze mięśni, odrętwienie, dreszcze, bóle, wymioty, trudności w oddychaniu, bezsenność, pocenie się, gorączka, dreszcze.

Różnica między wielkością dawki, która powodowała sen lub euforię a dawką która zabijała była znikoma. Nowicjuszowi, który nie był przyzwyczajony do opium jeden gran starczył do zatrucia. Dawka śmiertelna wynosiła zaledwie 4 grany. Prawdopodobieństwo przypadkowej śmierci było wysokie.

Z przedawkowaniem radzono sobie najczęściej poprzez usunięcie zawartości żołądka, czyli wywołaniem wymiotów. Wśród bardziej ekstremalnych metod było silne chłostanie półprzytomnej osoby, stosowanie rozgrzanego żelaza na stopy oraz bicie kijem. Dopiero w latach 90 dziewiętnastego wieku problem uzależnienia zaczął być przedmiotem uwagi społeczeństwa, ale uzależnienie od narkotyków nie zostało w pełni zrozumiane aż do roku 1910.

Bibliografia:
Alcohol and Opium in the Old West: Use, Abuse and Influence – Jeremy Agnew
London Labour and the London Poor – Henry Mayhew
Dym. Powszechna historia palenia – Sander Gilman

Skomentuj