Kwiaty zła
Matilda Scheurer była typową dziewiętnastolatką. Codziennie pracowała po 14 godzin, tworząc sztuczne kwiaty, które miały zdobić głowy modnych dam. Zieleń szwajnfurcka idealnie odwzorowywała naturalne barwy zielonych gałązek i liści. W manufakturze najpierw przygotowywano masę barwiącą poprzez dokładne wymieszanie zielonego pigmentu, zimnej wody, skrobi i gumy arabskiej. Aby przyspieszyć połączenie wszystkich składników, mieszaninę często ugniatano dłońmi.
Skóra Matildy była wilgotna od potu i łatwo przylepiał się do niej kurz i fruwający w powietrzu zielony pył. Pan Bergeron, który był właścicielem manufaktury przy Judd Street, kazał swoim pracownikom nosić na twarzach maski, ale nikt tego nie robił. Matildzie było w maseczce zbyt gorąco i brakowało jej tchu. Wierzchem zielonej dłoni przetarła skórę na czole. Zrobiło jej się niedobrze, a w brzuchu coś boleśnie ją kłuło. Piekły ją ranki na nosie i dookoła paznokci. Bardzo chciało jej się pić. Gdy wróciła do domu, zaczęła wymiotować na zielono. Następnego dnia, w czwartek 14 listopada, matka zabrała ją do lekarza, który stwierdził, że objawy wskazują na przyjęcie trucizny.
Nie wiadomo, jakie były jego zalecenia, wiadomo jednak, że pacjentka
zmarła w kolejną środę 20 listopada.
W połowie XIX wieku w Wielkiej Brytanii tworzeniem sztucznych kwiatów zajmowało się 3510 pracowników, z których prawie 3 tysiące stanowiły kobiety, a niemal połowa nie miała jeszcze 20 lat („The Times”, 4.09.1863.). Wedle Komisji do Spraw Zatrudnienia Dzieci zatrudniano nawet ośmiolatki. Znaczna część manufaktur znajdowała się w Londynie. Ale to jeszcze nic, we Francji tym zawodem trudniło się 15 tysięcy pracowników! (M. Vernois, Mémoire sur les accidents produits par l’emploi des verts arsenicaux chez les ouvriers fleuristes en général, et chez les apprêteurs d’étoffes pour fleurs
artificielles en particulier, Annales d’hygiène publique, industrielle et sociale, ser. 2, t. 12, 1859.) Nie ma się co dziwić, Paryż od zawsze był stolicą mody, a europejska moda na sztuczne kwiaty przyszła z Włoch przez Francję właśnie.
[…]
W sprawie śmierci Matildy wszczęto dochodzenie. Lekarz przeprowadzający sekcję zwłok zeznał, że ciało było zielonożółte, oczy miały taki sam kolor, a paznokcie były bardzo zielone. Stwierdził, że płuca świadczą o obecności arseninu miedziowego, „przy czym wątroba jest wysoce [nim] nasycona, podobnie jak gruczoły krezkowe. Przyczyną śmierci było ostre zapalenie błony śluzowej żołądka, wywołane wdychaniem arseninu miedziowego” („British Medical Journal”, 30.11.1861.). Ten sam lekarz przed sądem przedstawił małą szklaną rurkę, w której umieścił około 300 miligramów zieleni szwajnfurckiej używanej
przy produkcji liści. Po podgrzaniu rurki na jednym końcu osadził się metaliczny arsen, na drugim zaś kwas arsenawy. Według lekarza wdychanie takiej ilości proszku wystarczyłoby do zabicia osoby dorosłej. Sąd wydał werdykt, że ofiara zmarła przypadkowo na skutek śmiertelnej choroby żołądka i innych narządów, spowodowanej arseninem miedziowym użytym podczas pracy.
Wyrok może się wydać dla was szokujący i bardzo trudno mówić o przypadkowości. Tak samo uważał magazyn „The Punch”. W krótkim artykule zatytułowanym Piękne trujące wianki pisał, że dziewczyna „była chora z tej samej przyczyny cztery razy w ciągu ostatnich 18 miesięcy. W takich okolicznościach śmierć jest tak samo przypadkowa, jak w przypadku kolizji kolejowej spowodowanej przez ustawienia uznane za wadliwe” („The Punch”, 7.12.1861.). Redakcja ubolewała, że używanie arszeniku do barwienia sztucznych kwiatów nie zostanie zabronione. Przy panującym leseferyzmie byłoby to podważeniem brytyjskiej wolności jednostki w wymiarze społeczno-ekonomicznym. Rynek był bogiem, a jakiekolwiek prawne ingerencje na pewno zaburzyłyby panującą na nim równowagę. Poza tym to przecież konsumenci powinni być odpowiedzialni za to, co kupują. Zatem jedyne, co można było robić, to ich edukować. Edukacji kobiet ślepo podążających za modą według „Puncha” mogli dokonać „bystrzy młodzi mężczyźni, czyniąc to i powiązane z tym konsekwencje tematem rozmowy z każdą młodą kobietą lub starszą osobą, którą zdarzy im się spotkać i której czepek ozdobiony jest zielonymi kwiatami (Ibidem.)”. A jeśli dżentelmen jest nieśmiały bądź ma trudności w konwersacji z damą, to:
ubiór to zawsze bezpieczny temat; jednakże, by młoda dama nie pogardzała tobą za sentymentalną niezręczność i emocjonalność, musisz upewnić się, że potraktujesz praktykę zatruwania stosowaną przez wytwórców sztucznych kwiatów w sposób rzeczowy, z odpowiednią frywolnością, nie ograniczając jej do dosadnego lub poważnego języka, ale mówiąc jedynie – na przykład – że uważasz to za niezmiernie chciwe i zachwycająco nieludzkie. Wtedy dama być może zostanie zainspirowana do odczuwania pewnej odrazy na myśl o noszeniu wianka impregnowanego arseninem miedziowym (Ibidem.).
[…]
Jeśli chodzi o pracowników z manufaktur sztucznych kwiatów, sprawy miały się o wiele gorzej. Fabryka, w której pracowała Matilda, została przeniesiona do większego budynku na Essex Street, jednak okazało się, że jedna trzecia pracowników wciąż chorowała z powodu ostrego zatrucia arszenikiem. Bolesność skóry czasem zaczynała się nawet po jednym dniu pracy. Z 25 cierpiących pracowników, których zbadał doktor Guy, prawie wszyscy wykazywali oznaki, często bardzo zaawansowane, przewlekłego zatrucia arszenikiem: nadmierne pragnienie, nudności, utratę apetytu, wymioty, którym często towarzyszył ból żołądka, kołatanie serca i duszność, osłabienie, gorączkę, ból głowy, senność. Pod koniec swojego dochodzenia Guy był pewien, że stosowanie arszeniku w pracy „naraża znaczną liczbę mężczyzn i kobiet oraz dzieci na ryzyko poważnych cierpień, a nawet śmierci” (P.W.J. Bartrip, The home office and the dangerous trades. Regulating occupational disease in Victorian and Edwardian Britain, 2002.).